ciążażycie z niedoczynnością

Niedoczynna na porodówce: jak urodziłam niezgodnie z planem

napisała niedoczynna 30 stycznia 2017 8 komentarzy

Godzina 4.15 , czuję jak zalewa mnie fala ciepła. 

-Ł. ! Chyba odeszły mi wody!

-No dobra, ale ile ich jest? – Ł. pyta z niedowierzaniem i z wielkim wysiłkiem otwiera jedno oko.- Położna mówiła, że mają być dwie szklanki. – obraca się na drugi bok. Za chwilę słyszę już błogie pochrapywanie. Podnoszę się, żeby zmienić piżamę…i już wiem, że za sekundę chluśnie ze mnie Niagara.                               

To nie był poród zgodny z planem – według planu mojego ex-endokrynologa miałam przecież nigdy nie zajść w ciążę.

Koszmary hormonalne

Sny w ciąży są wyjątkowo „żywe” – a u mnie wciąż powtarzał się jeden – niebotycznie wysoki wynik prolaktyny, cykle bezowulacyjne i postać w białym fartuchu, która z uśmiechem na twarzy wydaje wyrok: „nie będzie pani miała dzieci”. Choć tę diagnozę usłyszałam kilka lat temu, poczucie, że coś może pójść nie tak towarzyszyło mi od samego początku do końca ciąży. Udzieliło mi się to wszechobecne przekonanie, że niedoczynność tarczycy + hiperprolaktynemia muszą wiązać się z poronieniem lub trudnościami w utrzymaniu ciąży.

Comiesięczne kontrole TSH, ft3 i ft4, garście suplementów, ograniczenie stresu do minimum…Jednak, gdy minął już termin porodu zaczęłam odchodzić od zmysłów. Próbowałam dosłownie wszystkiego -od wycieczek po schodach, skakania na piłce, przez picie herbaty z liści malin po zajadanie się ananasem…Dopiero, gdy odpuściłam, Mała postanowiła wyjść na ten świat…i to z impetem!

Podczas porodu nie było mi wszystko jedno

Długo przygotowywaliśmy się na ten wielki dzień. Szkoła rodzenia, wycieczki po szpitalach, dziesiątki przeczytanych książek i setki obejrzanych filmów, które zdołały mnie przekonać, że porodu nie należy się bać…Ba! Może on być wręcz ekstatyczny! „Zaplanowałam” narodziny małej M. w najdrobniejszym szczególe– samo kreowanie wizji tego wydarzenia dawało mi już poczucie kontroli i sprawiało, że myśl o porodzie nie paraliżowała mnie, a wręcz przeciwnie – czekałam na niego. Pomyślałam o wszystkim – w torbie do szpitala oprócz tradycyjnej wyprawki schowałam jeszcze elektrostymulator TENS, żel położniczy i granatOVĄ-niezwykłą sukienkę do porodu i karmienia, która została zaprojektowana przez dwie mamy – właśnie na podstawie doświadczeń z sali porodowej i okresu macierzyństwa. Poza tym ułożyłam sobie specjalną playlistę i wydrukowałam plan porodu. Miałam też przy sobie mężczyznę mojego życia. Tak uzbrojona byłam pewna, że bez problemu zrealizuję misję „Poród siłami natury, bez znieczulenia”.

Nie będę Was trzymać w napięciu – oprócz Ł. z całego arsenału najbardziej przydała mi się granatOVA.

granatova

SONY DSC

Przyznam szczerze, że obawiałam się tego jak ciąża, poród i dodatkowe kilogramy, które zostaną na pamiątkę wpłyną na moją samoocenę. Wciąż pamiętam początki niedoczynności i to jak „tycie z powietrza” zrujnowało moje samopoczucie. Choć wiele kobiet machnie ręką i powie, że „podczas porodu jest ci wszystko jedno”, dla mnie ogromne znaczenie miało nie tylko to jak będę czuć się we własnej skórze, ale także to co na nią ubiorę. Wiedziałam, że pewność siebie i niezachwiane poczucie kobiecości okażą się niezbędne w momencie, gdy będę wydawać na świat nowe życie. Nie chciałam rodzić w szarej koszulinie w słoniki i serduszka. Nie chciałam rodzić w byle czym.

Oboje należycie celebrowaliśmy chwilę przyjścia Małej na świat – Ł. ubrał najlepszą koszulę, a ja mimo wczesnej godziny (poród zaczął się o 4.15) i niesprzyjających okoliczności (wody odeszły mi jak na filmach) czułam się komfortowo i kobieco. Mimo sączących się wód pewnym krokiem mijałam na trakcie porodowym „współrodzących” panów– granatOVA skutecznie zakamuflowała plamy i wilgoć, a jej odpowiednia długość oszczędziła mi dyskomfortu i wstydu.

Cesarka a niedoczynność

Wiele z Was o to pyta – niedoczynność tarczycy nie jest schorzeniem, które kwalifikowałoby do cięcia cesarskiego. Nie oceniam mam, które decydują się na CC nawet, gdy nie jest ono ostatecznością – niektóre z nas po prostu paraliżuje sama myśl o porodzie fizjologicznym – w takim wypadku warto zgłosić się do psychiatry, aby upewnić się, czy nie cierpimy na tokofobię- lęk przed porodem, który może już być uzasadnieniem dla skierowania na CC. Nie jest to żaden powód do wstydu.

Aktywnie…nie mogłam zgrywać bohaterki na porodówce

Chciałam, żeby mój poród był nie tylko celebrowany, ale też aktywny. I gdy tylko uwolniłam się z pasów KTG, włączyłam muzykę i wskoczyłam na piłkę.

-Hmm..jeśli tak ma wyglądać poród, to mogę mieć całą gromadkę- powiedziałam do Ł. , który tak jak ja był w szoku, że poród może przebiegać tak łagodnie. A może to moje wyznanie o gromadce sprawiło, że… trochę zaniemówił?

Pierwszą fazę pamiętam jak przez mgłę i wspominam „na wesoło”…w momencie skurczu wdychałam gaz rozweselający, a na plecach miałam podłączone elektrody, które stymulowały wytwarzanie endorfin (tu chwała granatOVEJ za głębokie kieszenie, w których mogłam schować pilota od TENS i być w ciągłym ruchu). Zbliżała się godzina 7, więc stwierdziłam, że będę trzymać się rutyny mojego dnia i czas na…prysznic.

-Pani Dario, czy mam wezwać anestezjologa? Chce pani znieczulenie zewnątrzoponowe? – zapytała położna.

-Nie, absolutnie nie! Dam radę bez znieczulenia! – odpowiedziałam niemal śpiewająco.

Po chwili szłam już tanecznym krokiem do łazienki trzymając Ł. za rękę.

Wracałam zgięta w pół.

Ciepły prysznic sprawił, że skurcze nasiliły się. Zagryzałam zęby i powtarzałam sobie jak mantrę, że wytrzymam.

-No i gdzie jest ten anestezjolog?! – krzyknęłam na położną.

-Kochanie, ale ty nie chciałaś znieczulenia – wtrącił Ł. przepraszającym tonem.

Już za chwilę dołączył do nas zespół anestezjologów, którzy bardzo sprawnie podali mi znieczulenie zewnątrzoponowe. Nie widziałam tej złowrogiej igły, nie musiałam nawet się rozebrać (granatOVA jest rozpinana z tyłu, co znacznie ułatwiło dostęp lekarzom) – gdyby nie lekkie ukłucie, nie zauważyłabym, że właśnie dostaję ZOP.

Jednak wiązało się to z…wykluczeniem aktywnej formy porodu. Teraz musiałam już leżeć do końca. Całe szczęście trafiłam na wspaniały zespół medyczny, jedna z pielęgniarek trzymała mnie za rękę przez dobre 4 godziny i powtarzała: „dasz radę, dasz radę”. Kiedy znieczulenie zadziałało włączyło mi się „gadane”.

-Wie siostra może, jak szybko po porodzie mogę zacząć ćwiczyć? – zapytałam ją pomiędzy partymi.

-A co tak się rwiesz do tego, kochaniutka? Najpierw musimy urodzić. – odpowiedziała z uśmiechem.

To, że powiedziała „my” naprawdę dodało mi sił. Okazało się, że nie tylko poród nas łączył.

-Wie siostra, mam niedoczynność tarczycy i postanowiłam sobie, że nie doprowadzę się do takiego stanu jak przed chorobą. Chcę się czuć kobietą. Chcę czuć się dobrze ze sobą, wciąż być atrakcyjna, nawet jeśli najbliższy czas spędzę w czterech ścianach…

-Bo szczęśliwa mama to mama, która czuje się dobrze w swoim ciele. Doskonale cię rozumiem, kochaniutka. Ja też mam niedoczynność i ćwiczę razem z moją córą. – posłała mi ciepły uśmiech.

Miło wspaniałej atmosfery, Małej wciąż nie spieszyło się na świat. Po dwóch godzinach parcia, lekarze wykonali chwyt Kristellera. Przez komplikacje przy porodzie ja i M. zostałyśmy pozbawione kontaktu „skóra do skóry”, a który jest tak ważny w budowaniu więzi i odporności dziecka. Zdążyłam tylko przelotem dać jej pierwszego buziaka. Dopiero osiem godzin później mogłam ją wziąć w ramiona, ułożyć na piersiach i podzielić się swoim ciepłem.

Hashimotka matka karmiąca

granatOVO

Czy mogę karmić piersią, gdy mam Hashimoto? – to jedno z często zadawanych przez Was pytań. Ja nawet nie zastanawiałam się, czy mogę – walczyłam o laktację przez cały pobyt w szpitalu i pierwsze kilka dni w domu. Jak piszą autorzy „Jak żyć z Hashimoto? Poradnik dla pacjenta”:

Ilość przenoszonych podczas karmienia piersią przeciwciał jest niewielka. Przeciwciała zawiera jedynie siara, która wytwarza matka w pierwszym tygodniu po urodzeniu dziecka. Czasami u noworodka wykrywa się podwyższone poziomy przeciwciał, które zostały przeniesione już w czasie ciąży.

Jeżeli tak się stało to w ciągu pierwszego roku życia dziecka ulegają one rozkładowi, ponieważ są to obce przeciwciała. Chorobą Hashimoto nie można zarazić się poprzez przeniesienie przeciwciał. Nie wywołują one przewlekłej choroby Hashimoto u dziecka. Matki z chorobą Hashimoto mogą bez obaw karmić piersią.

Pamiętaj o tym, że już pierwszego dnia po porodzie zmniejsza się zapotrzebowanie na hormony tarczycy i należy zredukować dawkę o połowę. Pierwsza wizyta kontrolna u endokrynologa powinna odbyć się na 4 tygodnie po porodzie. 

Aktywność fizyczną możesz podjąć już 3 tygodnie po porodzie, po tym jak obejrzy Cię położna i jeśli oczywiście będziesz czuć się na siłach. Możesz też ćwiczyć, gdy decydujesz się na karmienie piersią. To właśnie aktywność fizyczna, dbanie o siebie i walka o to by „czuć się kobietą” pomogły mi przetrwać baby blues. 

A jak było u Ciebie? Czy poród wyglądał tak jak sobie to wyobrażałaś? A może przygotowujesz się właśnie do ciąży?

Jeśli spodziewasz się Maleństwa, zachęcam Cię do przeczytania artykułu: „Jak dbać o siebie w ciąży, gdy masz niedoczynność tarczycy?” oraz „Czy moje dziecko będzie miało niedoczynność?”

A jeśli tematy okołoporodowe nie są Ci bliskie, jednak wciąż zmagasz się z nadwyżką kilogramów i złym samopoczuciem, zapraszam już za tydzień – przedstawię program, który stosuję obecnie, aby wrócić do formy.

granatOVO

Dziś za każdym razem, gdy kanguruję Małą pod połami granatOVEJ jeszcze bardziej doceniam te „tylko nasze” chwile

Drogie Niedoczynne i Niedoczynni, którzy spodziewacie się maleństwa lub chcielibyście sprezentować granatOVĄ komuś wyjątkowemu – do 19.02 otrzymacie 10% rabatu na sukienki porodowe na hasłoniedoczynna

Chcesz poznać jeszcze więcej zalet granatOVEJ? Przeczytaj mój artykuł Niezbędnik przyszłej mamy: sukienka do porodu i karmienia

#nierodzewbyleczym

Przeczytaj

8 komentarzy

Marta 30 stycznia 2017 z 19 h 03 min

Mam Hashimoto. Wykryte 2 lata temu kiedy wyjechałam do UK. Od tamtego czasu przytyłam jakieś 14 kg. Nie przeszkadza mi aż tak bardzo bo przed wykryciem choroby ważyłam 54 kg przy wzroście 173 cm – czyli byłam typowym „chuderlakiem”. Ostatnio jednak zaczynam się czuć coraz gorzej z własnym ciałem. Zwiększył mi się brzuszek i no i najgorsze- uda. Czuję się jak „napompowana” i nie bardzo wiem jak sobie z tym poradzić. Przejść na dietę? Iść na siłownie? Jeśli tak to jakie ćwiczenia wykonywać? Co jest najlepsze na pozbycie się wody z organizmu? Pytałam endokrynologa o to czy powinnam odstawić gluten jednak Pani doktor powiedziała, że nie ma takiej potrzeby. Planujemy z Mężem dziecko, ale czuję, że najpierw powinnam doprowadzić swój organizm do porządku. Oczywiście poinformowałam endokrynlog o planach i obniżyłyśmy TSH do 1.2 . Dario poradź!

Odpowiedz
niedoczynna 2 lutego 2017 z 17 h 17 min

Marta, na pozbycie się wody z organizmu najlepsza jest…woda, co najmniej 2,5 l dziennie. Tylko nie decyduj się na żadne preparaty na zatrzymanie wody – możesz sobie tylko zaszkodzić.

„Przejść na dietę? Iść na siłownię” – to brzmi tak, jakbyś zmuszała się do zmiany. A ujarzmienie Hashi powinno być po prostu stylem życia – świadomym komponowaniem posiłków i włączaniem aktywności fizycznej, ale w granicach zdrowego rozsądku.

Przede wszystkim – potrzebujesz zestawu endokrynolog o całościowym podejściu + dietetyk specjalizujący się w chorobach tarczycy. Pani doktor mogła powiedzieć, że nie ma potrzeby odstawiać glutenu, ale…na jakiej podstawie? Miałaś robione badania na nietolerancje pokarmowe? Próbowałaś diety eliminacyjnej i po wykluczeniu glutenu nie odczułaś żadnej różnicy? Czy po prostu pani endokrynolog było tak najłatwiej powiedzieć i nie zagłębiać się w temat…?

Masz rację, zanim zajdziesz w ciążę trzeba postawić organizm na nogi 🙂 Samo TSH (chociaż masz bardzo ładne) nie wystarczy – musisz jeszcze wyciszyć stan zapalny, więc podstawą będzie tu USG tarczycy, antyTPO, antyTG, ft3 i ft4 i odpowiednie żywienie. Polecam skorzystać z pomocy dietetyka klinicznego specjalizującego się w chorobach tarczycy. Ja tak zrobiłam i u nas zadziałało – nigdy nie miałam tak dobrych wyników! http://niedoczynna.pl/niedoczynnosc-tarczycy-a-dieta/

Trzymam kciuki! 🙂

Odpowiedz
Mania 30 stycznia 2017 z 19 h 28 min

Droga Dario!
Gdy czas pozwoli śledzę Twoje dokonania względem tarczycy na blogu i FB. Jesteś wzorem dla wielu kobitek z tego co widzę, a realizacją swojego planu życiowego mimo choróbska dodajesz im sił. Dajesz siły w codziennych chwilach słabości. Nawet u mnie, gdy walczę w sumie sama ze sobą powtarzając jak mantrę, że niedoczynność mnie nie pokona – Ty jesteś przykładem, że są jednak wyjątki od „medycznych reguł”. Zdarzały się u mnie upadki i wzloty na zdrowiu jak i psychice. Powoli wychodzę na prostą z mocniejszą psychiką, za sprawą uczucia odwzajemnionej miłości i wytwarzanych wraz z nią endorfin… jednak jeszcze nie udało mi sie znaleźć dobrego endo, który podbuduje moje wyniki. Wraz z ukochanym chcemy się starać o maluszka i nie dopuszczamy do siebie negatywów.. Dlatego kieruję swoje pytanie do Ciebie świeża mamusiu i pogromczynio hashi: czy na terenie 3miasta istnieje endo lekarz, którego z ręką na sercu mogłabyś mi polecić? A i jeszcze jedno, mogłabyś zdradzić placówkę zdrowia, w której odbywał się ten Wasz piękny cud wydania na świat małej M? Serdecznie Was pozdrawiam Kochani!

P.S. Proszę o anonimowość

Odpowiedz
niedoczynna 2 lutego 2017 z 16 h 46 min

Mania, odpisałam Ci na priv :*

Odpowiedz
Iza 10 lutego 2017 z 11 h 06 min

Nie wiem jak to się stało, że do tej pory nie trafiłam na Twój blog, bo sama zmagam z niedoczynnością i dużo na ten temat czytałam, szczególnie na etapie szukania naturalnych metod wspierania pracy tarczycy. Uśmiechnęłam się pod nosem czytając ten tekst, bo też uwielbiam mieć wszystko zaplanowane, a nie zawsze tak się da, szczególnie w takich chwilach jak poród czy ogólnie- przebieg ciąży. Gratuluje szczęśliwego rozwiązania i zabieram się do lektury archiwum Twojego bloga:) Pozdrawiam!

Odpowiedz
Fizjomatka 6 marca 2017 z 13 h 41 min

Oj nawet nie wiesz jak jesteś mi bliska! Ja również zmagam się z niedoczynnością tarczycy już od 12 lat… Też wiecznie lekarze mi mówili że będę miała problem z zajściem w ciążę i zawsze się tego bałam. Jak to się dzieje w życiu los spłatał figla i całkiem nieplanowanie okazało się że już niedługo będzie na świecie mój największy skarb! Obecnie pozostał mi miesiąc do planowanego rozwiązania, planuję rodzić naturalnie, u mnie w szpitalu niestety nie ma możliwości korzystania z ZOP, jedynie gaz, no chyba że cesarka. Mam nadzieję że wszystko będzie zgodnie z moim planem, wytrzymam ból i uda mi się urodzić zdrowego synka. Pozdrowienia, na pewno będę tu częściej zaglądać 🙂

Odpowiedz
Anna 13 maja 2017 z 1 h 38 min

Wlasnie dowiedziałam sie, ze jestem w ciazy przy niedoczynnosci i hiperprolaktynemi, ustabilizowanej. Zaraz czeka mnie wizyta u endokrynologa i ginekologa, ale chciałam sie spytać jak to było w Twoim przypadku jesli chodzi o leki na prolaktyne? Czy Twoj lekarz kazał Ci je od razu odstawić czy jednak brałaś je do pewnego etapu ciazy? Czytam o tym, ale każdy pisze cos innego, a wiem, ze jestes pod dobra opieka endokrynologiczna 🙂 Zaraz poznam stanowisko moich lekarzy, ale chciałam po prostu poznać tez innych. Bede wdzięczna za odpowiedz.

Odpowiedz
niedoczynna 23 maja 2017 z 18 h 00 min

Aniu, tak jak pisałam Ci w prywatnej wiadomości – lekarz zalecił odstawienie leków na hiperprolaktynemię zaraz po tym, gdy dowiedzieliśmy się o ciąży. 🙂 Trzymam kciuki za Wasze zdrowie!

Odpowiedz

Podziel się opinią!